Od wiosny do lata mieliśmy szerokie spektrum warunków pogodowych. Ciepły i słoneczny luty, burza śnieżna w kwietniu… Były i susza, i wezbrania rzek. Brakowało tylko tego, żeby w czerwcu zaczęły rudzieć i opadać liście. Mielibyśmy używanie, gdyby sandaczowa jesień przyszła pół roku wcześniej. Żarty żartami, ale nasz klimat wariuje.
Czy artykuł wstępny do numeru czerwcowego powinien bezwzględnie ograniczyć się do czerwca? Teoretycznie tak. Tym razem jednak ramy czasowe wydania WMH, które trzymacie w ręku, postanowiłem potraktować dość... dowolnie. Czemu? Za chwilę się przekonacie.
Maj – miesiąc dużego nagromadzenia dni wolnych od pracy. Maj – miesiąc szczupaka, bolenia, pstrąga. Maj – miesiąc, w którym zacierają ręce łowcy karpi, linów i pomniejszych ryb spokojnego żeru. Maj – miesiąc, w którym wyposzczeni sandaczowcy resztkami sił powstrzymują chęć posmakowania pstryków i skubnięć, tak nieodłącznie związanych z ich nałogiem. Słowem, maj – miesiąc, w którym się dzieje.
„Marcowa” aura zaczęła się w tym roku wyjątkowo wcześnie, bo już w drugiej połowie lutego. Skoki temperatur raz w górę, raz w dół to jedno, ale różnice w pogodzie w różnych częściach kraju sprawiały, że w tu i ówdzie można było już łowić białoryb w wodzie wolnej od lodu, gdzie indziej jeszcze stał twardy lód, a jeszcze w innym miejscu pstrągowa rzeka zamarzała na zakolach. Słowem, w marcu jak w garncu, ale w lutym właściwie też. Nie ma co jednak narzekać, bo i wędkarskiego lodu w tym roku nie brakowało.
Sto pięćdziesiąt numerów WMH – szmat czasu. Przypominam, że zaczęliśmy w roku 2002, jeszcze jako kwartalnik z kasetą wideo... Stare dzieje. Przez te wszystkie lata nasze wędkarskie gospodarstwo zmieniało się i rozrastało. Zapewne jeszcze niejedna zmiana nas czeka, bo kto wie, co przyniesie przyszłość? Póki co jednak utrzymujemy stały kurs i nic nie wskazuje na to, żeby miało być inaczej.
Idzie luty, podkuj buty – głosi przysłowie. No dobrze, może niekoniecznie podkuj, ale załóż kolce antypoślizgowe albo choćby raczki turystyczne, żeby nie wywinąć kozła nie tylko na lodzie skuwającym wodę, ale także na brzegu trociowej rzeki.
Jak ten czas leci! Gdy w kwietniu 2008 roku umieszczaliśmy pierwsze filmy na naszym założonym wówczas kanale na YouTube (www.youtube.com/wmhpl), nie przypuszczałem, że dziś przyjdzie mi powrócić do jednego z nich.
W grudniu mróz ścina ziemię i wodę, a wędkarze zaczynają z niecierpliwości grzechotać mikrowędeczkami. Moje myśli w nieunikniony sposób kierują się w stronę prawdziwej mroźnej zimy, która barwi świat na biało, trzeszczy w konarach drzew i dźwięczy czysto pod uderzeniem pierzchni.
Dawno temu zetknąłem się ze sformułowaniem „listopadowe ostatki” w odniesieniu do łowienia nizinnych drapieżników. Nie zgadzam się z nim z przyczyn zasadniczych. Nie są to bowiem żadne ostatki, wręcz przeciwnie.
Nie mam co ukrywać: im bliżej końca roku, tym mocniej narasta we mnie wędkarskie ciśnienie. Powodów tego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Wszystkie są ważne i wiążą się z nastaniem chłodnej pory roku.
Jesteśmy grupą pasjonatów tworzących miesięcznik multimedialny w skład którego wchodzą czasopismo w wersji papierowej i elektronicznej, filmy na DVD i VoD oraz serwis internetowy.