Dość często spotykam się z poglądem, że po pandemii koronawirusa świat już nie będzie taki sam jak przed nią. Jest w tym bardzo dużo prawdy, bo zostaliśmy postawieni przed sytuacją trudną, bez precedensu dla obecnie żyjących pokoleń, a z jej skutkami będziemy musieli się zmagać jeszcze długo. Aby przetrwać te ciężkie czasy, trzeba się jednoczyć. Uzyskany dzięki temu efekt synergii sprawia, że to, co było trudne, staje się prostsze, i że można się skupić na robieniu tego, co wychodzi nam najlepiej.
Jest takie chińskie przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach. A wszystko wskazuje dziś na to, że w takich właśnie przyszło nam żyć i to akurat dzięki mieszkańcom Państwa Środka. Nie zagłębiajmy się jednak w zawiłości geopolityki. Znacznie bardziej ważne jest to, co należy w tej sytuacji robić.
Aby urozmaicić Wam spędzanie czasu z dala od wędkowania, mamy dla Was prezent.
Piękną wiosnę mieliśmy tej zimy. Aż chciałoby się napisać: żeby tylko wiosną nie była piękna zima albo upalne lato, po którym prawdziwe lato będzie jeszcze bardziej upalne, a jesienią z naszych rzek zostaną tylko ślady na ziemi. Dość to – przyznaję – apokaliptyczna wizja bieżącego sezonu wędkarskiego.
Marzec to wyjątkowy miesiąc, w którym wiosna puka do drzwi. Czy to już koniec zimy? Z tą zimą to bym się nie rozpędzał... Koledzy z terenów chociażby podgórskich mieli już okazję do zacierania rąk, bo u nich zima w końcu sypnęła śniegiem, ścisnęła lodem, stworzyła warunki do wydeptywania ścieżek na zamarzniętych zbiornikach.
Pierwszy numer WMH ukazał się na początku 2002 roku. Szmat czasu! 17 lat minęło, odkąd jesteśmy z Wami. Przez te wszystkie lata zmienialiśmy się nieustannie. Kiedyś WMH ukazywało się 10 razy w roku, potem przez dobrych parę lat – 12, czyli co miesiąc. Obecnie jednak wracamy do poprzedniej sprawdzonej częstotliwości wydań.
Kolejny rok wydawniczy właśnie dobiega końca. Trzymasz bowiem w rękach, drogi Czytelniku, grudniowy numer naszego wspólnego miesięcznika. Wspólnego, bo choć redaguje go zespół redakcyjny, to jednak Czytelnicy mieli i mają wpływ na jego zawartość.
Zakończenie sezonu niejedno ma imię. Można wspominać ostatnie dni sezonu trociowego w pochmurnej końcówce września, celebrować swoje karpiowe ostatki w dżdżystym listopadzie, odliczać tygodnie do końca poławiania szczupaków i sandaczy, a można się również zastanawiać, czy w tym roku będzie solidny początek sezonu podlodowego.
Nie będę ukrywał: zaczyna się najwyżej przeze mnie ceniona pora roku, czyli okres narastających chłodów. Co prawda pstrągi i trocie sobie, powiedzmy, odpoczywają, ale za to inne gatunki żerują jak wściekłe.
Tradycyjne jesienne niżówki to od niepamiętnych czasów dla wędkarzy żniwa i powód do radości. Od dłuższego jednak czasu na coroczne niskie stany wody patrzę z niepokojem. Jest on tym większy, że z racji wędkarskich wojaży po bliższej i dalszej okolicy wiem, że nie jest to tylko nasz polski problem.
Wiatr – sprzymierzeniec wędkarza, który łatwo może się zamienić w istny dopust boży. Nie zliczę już filmów, na które jechaliśmy ze zwarzonymi humorami, śledząc prognozy pogody, a dokładniej informacje o sile i kierunku wiatru. Nie muszę daleko szukać. Ubiegłomiesięczna „Walka z wiatrakami” była w istocie walką z wiatrem. Teraz mam przyjemność przedstawić Wam nasz kolejny film, „Dwa oblicza feedera”, gdzie chłopaków też solidnie przedmuchało, i to ze wszystkich chyba stron.
Jesteśmy grupą pasjonatów tworzących miesięcznik multimedialny w skład którego wchodzą czasopismo w wersji papierowej i elektronicznej, filmy na DVD i VoD oraz serwis internetowy.