Wielokrotnie nad wodą okazywało się, że ryby tylko sobie ze znanego powodu kompletnie nie reagowały na mieszanki spożywcze, a czasem nawet takie mieszanki ryby odstraszały. Co robić w takich sytuacjach? Sposobów jest kilka: możemy przejść na łowienie i nęcenie przy użyciu samych ziaren, robaków lub zdecydować się na użycie aromatyzowanych glin.
Wiosna niebawem, pora uzupełnić zapasy koszyków i innych akcesoriów. Dziś kilka zdań o tym, jak nie wpaść na minę kupując koszyki do metody, nie mając doświadczenia w tej technice wędkowania.
Nie da się ukryć, że zima pomału zamienia się w przedwiośnie. A jeśli przedwiośnie, to... grube płocie. Dziś będzie kilka słów o zanęcie, którą polecił mi kolega a która dobrze działa na mocno obleganym Kanale Żerańskim, gdy woda prawie stoi.
Wielu wędkarzy uważa, że tam, gdzie ryby się spławiają, są one „nie do złowienia”. Ja jestem innego zdania. Uważam, że takiego miejsca nie można odpuszczać. Widok ryb to najlepsza informacja i nie można rezygnować z prób ich sprowokowania do ataku. Trzeba jednak pamiętać, żeby nie łowić dokładnie tam, gdzie troć się spławia.
Każdy kto kończy sezon jesiennych połowów karpi powinien zadbać o swój sprzęt. Dotyczy to zarówno jego "grubszych" jak i drobniejszych elementów. Zazwyczaj od razu ściągam żyłkę, czyszczę szpulę oraz lekko smaruję kołowrotek.
Wędkując na przestrzeni roku, trzeba mieć świadomość, że już w cieplejszych miesiącach przygotowujemy sobie grunt do łowienia na przedzimiu. Polega to na takim poznawaniu łowisk, aby stopniowo tworzyć bazę miejscówek, w których ryby są praktycznie zawsze.
Ciężki, 70-gramowy metodowy koszyczek, karpiówka, żyłka minimum 0,30-milimetrowa, krótki przypon z hakiem nr 6, dyndająca na włosie kulka o średnicy co najmniej 19 mm i łowienie stacjonarne. Drugi, lekki zestaw myszkuje po łowisku, trafiając tam, gdzie bąble na powierzchni sygnalizują żerowanie ryb. Czy ktoś z Was tak łowi?.
Przy próbowaniu swych sił na sandaczowej górce, kluczowe jest ustawienie łodzi. Najważniejsze jest to, aby przynęta jak najdłużej znajdowała się w pobliżu zbocza górki, aż do samego jej podnóża. Nie możemy zatem ustawiać się za daleko od górki, bo trudno będzie wówczas dorzucać do szczytu wzniesienia.
Zestaw właściwie zrobił się sam. Woda wymusiła, a konkretnie – błotniste łysiny wśród morza dennej roślinności. Nie dało się łowić klasycznie. Ołów tonął w mule, a po kilku podskokach grzęzł w zielsku.
Łowię w Warcie w województwie wielkopolskim. Temat upalnych niżówek zawsze wraca jak bumerang... Dla wielu wędkarzy była to niełatwa sytuacja, gdyż ryby przenoszą się w głąb nurtu, zmieniła się pora ich żerowania i po prostu trudniej było je złowić. Dla łowiących brzany taka pogoda jest natomiast wręcz wymarzona.
Jesteśmy grupą pasjonatów tworzących miesięcznik multimedialny w skład którego wchodzą czasopismo w wersji papierowej i elektronicznej, filmy na DVD i VoD oraz serwis internetowy.